niedziela, 29 maja 2016

018. Co warto mieć w... telefonie

Hej dziewczyny!

Dziś wracam do tematu podróżowania. Od wielu lat moim nieodłącznym gadżetem w podróży jest telefon. Po pierwsze dlatego, ponieważ tylko telefonem robię zdjęcia. Po drugie – mam na nim kilka aplikacji, które są niezwykle przydatne. Pokażę Wam dzisiaj te, które szczególnie przydają się na wyjazdach i jedną, która dla mnie jest absolutnym must have na każdej wycieczce! Enjoy!

1.       Shazam
Aplikacja, którą pewnie już kojarzycie, a jeśli nie, to koniecznie pobierzcie na swoje telefony! Wyobraź sobie, że jesteś gdzieś za granicą, słyszysz świetną piosenkę, która prawdopodobnie nigdy nie zabrzmi w polskiej radiostacji. Włączasz Shazam, który na chwilę jej się przysłuchuje i jeśli masz połączenie z Internetem w ciągu kilku chwil znasz już wykonawcę i tytuł piosenki. Jeśli nie masz Internetu – nic straconego, nagranie zachowuje się w pamięci aplikacji, więc poznasz jego tytuł później J



2.       Spotify
Czym jest nikomu nie trzeba tłumaczyć. Jednak dopiero dwa tygodnie temu naprawdę używałam Spotify w podróży i natchnął mnie do tego kolega, który zaproponował stworzenie łączonej playlisty. W naszym samochodzie, którym zwiedzaliśmy Norwegię, było pięć osób o zupełnie różnym guście muzycznym. Lista stała się rozwiązaniem optymalnym, każdy na nią wrzucił ulubione utwory. Co więcej, nie używaliśmy do tego Internetu, gdyż konto Premium (które obecnie jest w naprawdę atrakcyjnej promocji), pozwala słuchać muzyki offline. Każdy był zadowolony, słysząc swoje piosenki, a lista wyszła tak długa, że praktycznie żadna z nich w ciągu kilku dni podróży się nie powtórzyła. Polecam gorąco!

3.       Splitwise
Również niedawne odkrycie. Jest to aplikacja, która pozwala dzielić koszty. Załóżmy, że jedziemy na wycieczkę, każdy ma swoje pieniądze, ale co rusz kupujemy coś wspólnie, w dodatku nie zawsze wszyscy są brani pod uwagę jeśli chodzi o rozliczenie. Tworzymy zatem w aplikacji grupę (np. wyjazd do Pragi), w której każdy wpisuje ile środków wydał na co i na ile osób ma być dzielony koszt. Aplikacja daje wiele możliwości, tj. dzielenie opłaty po równo na wszystkich członków, procentowo, uwzględnia również płatność w innych walutach. Co najważniejsze, ostateczne rozliczenie jest tworzone w ten sposób, że każdy wysyła pieniądze tylko jednej osobie, dzięki czemu nie robimy później miliona przelewów J  



4.       Google Keep
Aplikacja, o której pisałam tutaj! Niezmiennie przydaje się w każdej sytuacji, gdy chcemy coś zanotować lub zaplanować.

5.       WhatsApp
Komunikator, który tworzy konto związane z Twoim numerem telefonu. Przydaje się w różnych dziwnych sytuacjach. Bardzo dobra aplikacja, jeśli macie rodzinę/znajomych, którzy nie mają facebooka i rzadko korzystają z maila, a Wy jesteście w kraju z którego wysłanie SMSa kosztuje kilka złotych i zależy Wam na szybkim kontakcie z bliskimi. Jeśli macie dostęp do Internetu i Wasz rozmówca również, możecie się łatwo porozumieć lub zadzwonić do siebie. Mnie się przydała kilkakrotnie w śmiesznych sytuacjach, kiedy porozumiewałam się z lokalsami w sprawie różnych rezerwacji (hotel, rejs…).

6.       Nokia here
Moje must have! Są to mapy, które możesz ściągnąć bezpośrednio na telefon. Zawsze z nich korzystam za granicą i nie miałam sytuacji, w której by mnie zawiodły. Jeśli ściągniemy konkretną mapę nie potrzebujemy już połączenia z Internetem, wystarczy jedynie być zlokalizowanym przez GPS, by zobaczyć gdzie się znajdujemy i ustawić punkt docelowy, do którego aplikacja ma nas doprowadzić. Umożliwia ona również tworzenie tzw. „kolekcji”, gdzie zapisujemy różne miejsca. Ja tworzę takie kolekcje na długo przed wyjazdem czytając o różnych ciekawych miejscach na świeci. Wiedząc gdzie jest coś ciekawego do obejrzenia, dużo łatwiej zaplanować sensowną trasę podróży. Dodatkowym atutem jest fakt, że nawigacja pokazuje ograniczenie prędkości obowiązujące w danym miejscu.



A jakie aplikacje pomagają Wam w podróżowaniu?
Ściskam!

M.

niedziela, 15 maja 2016

017. Tanie i dobre?

Hej dziewczyny!

Coraz częściej można przeczytać na różnych forach, blogach i nie tylko, że tanie... znaczy dobre! Rynek kosmetyczny wzbogaca się w coraz to nowsze kosmetyki, które bardzo dobrze się sprawdzają, a do tego - są tanie! Mój portfel zawsze się cieszy, kiedy wiele z niego nie ubywa :)

Dzisiaj chciałabym opisać wam moją pierwszą paletkę, którą sobie zakupiłam. Przedstawię wam wszystkie plusy i minusy.



Dzisiaj skupimy się na paletce Makeup Revolution - Death by Chocolate

Jest to pierwsza paletka, na którą się zdecydowałam i z którą rozpoczynałam swoją przygodę malowania oczu. Co mnie na nią skusiło? Na pewno cena i dobra opinia Maxineczki (klik). Jako osoba początkująca chciałam kupić sobie coś niedrogiego, na czym będę mogła próbować swoich umiejętności. 

Pigmentacja?

Dobra, ale nie powalająca. Cienie trzymają się na oczach w dobrej kondycji tylko kilka godzin. Pod wieczór widać zarówno ich ubytek, jak i brak nasycenia kolorów. Zdecydowanie nie polecam na wielkie wyjścia, kiedy musimy wyglądać rewelacyjnie. Na co dzień? Jak najbardziej :)

Blendowanie i nakładanie?

Oceniam na bardzo dobry. Cienie nie osypują się, jeśli nadmiar strzepiemy z pędzelka. Nakładają się ładnie, równomiernie i nie trzeba się długo z nimi bawić, aby je ładnie rozetrzeć.

Kolory?

W paletce nie ma cieni typowo matowych. Są satynowe i błyszczące. Plusem na pewno jest większa pojemność beżowego cienia, który wykorzystywany jest najbardziej. Minusem jest dla mnie drugi duży, błyszczący cień. Jest koloru coś a'la żółtego i zdecydowanie używam go najrzadziej. 
Cienie błyszczące są ładnie napigmentowane, dobrze się nakładają i pięknie odbijają światło. Kolorystyka również mnie zadowala, aczkolwiek wolałabym, gdyby pojawiło się więcej jasnych, błyszczących cieni (są tylko dwa). 

Zapach?

Jak wiadomo, ta paletka wzorowana jest na paletce Chocolate Bar firmy Too Faced. Chociaż nie miałam jej ani razu w ręce, podobno zapach czekolady powala. Pisała o tym Blondlove (klik) na swoim blogu. Zapach paletki Makeup Revolution niestety nie powala. Jak dla mnie pachnie tanią podróbką czekolady. Na szczęście nie jest to zapach drażniący, dlatego mi nie przeszkadza.

Opakowanie?

Z plastiku. Nie jest to opakowanie najwyższych lotów, ale jest to gruby, solidny plastik, który nie powinien rozwalić się przy pierwszym spotkaniu z ziemią. Niestety przy drugim albo trzecim - mogą być problemy. Lusterko w paletce jest słabej jakości. Dodatkowo cienie się pylą i łatwo na nim osiadają, co nie sprzyja jego używaniu. 

Ocena ogólna?

Jeśli szukacie paletki, z którą chcielibyście rozpocząć, tak jak ja, swoją przygodę z malowaniem oczu, to polecam. Jest to paletka tania, ze standardowymi kolorami (beże i brązy), które ładnie się nakładają i blendują.

Jeśli szukacie jednak czegoś trwałego, co będzie wyglądać dobrze bez względu na okazję - lepiej zainwestować w coś innego.

A poniżej prezentują wam szybki i dzienny makijaż, który udało mi się stworzyć :)









A wy? Posiadacie tę paletkę? Jak ją oceniacie? 

Buziaki!
A.



niedziela, 8 maja 2016

016. Czarodziejskie glinki

Hej Kochane!
Ostatnio M. pisała o naturalnych kosmetykach w których zawarte są glinki. Gdy zaczynałam swoją przygodę z tego rodzaju kosmetykami, zaczęłam także czytać co nie co na temat samych glinek. I pomyślałam, ze skoro mają tak fantastyczne działanie to czemu by nie wypróbować ich jako maski do twarzy. Już po kilkurazowym stosowaniu moją twarz oczyściła się a także stała się miekka i bardziej nawilżona.

Znalazłam 4 rodzaje glinek które mnie zainteresowały: czerwona, żółta, zielona i biała. Kupiłam w sklepie internetowym kilka opakowań po ok. 100 gram w cenie 5.50 zł za paczkę z firmy „Skarby Afryki”. Jest nas w domu kilka kobiet o przeróżnych rodzajach cery, więc każda z nas wybrała sobie inna glinkę odpowiadająca jej potrzebą:)


1. Glinka czerwona przeznaczona jest do skóry tłustej, mieszanej, wrażliwej, z pękającymi, rozszerzonymi naczynkami. Łagodzi objawy trądziku, nawilża i wygładza skórę, dogłębnie oczyszcza, zapobiega pękaniu naczynek krwionośnych, wygładza zmarszczki i zapobiega ich poswtawaniu, zamyka rozszerzone pory, działa ujędrniająco, poprawia koloryt skóry.

2. Glinka zielona przeznaczona do skóry suchej, atopowej, trądzikowej. Działa nawilżająco, dezynfekująco, odżywczo sprzyja pozbywaniu się cellulit. Łagodzi objawy trądziku , usuwa ze skóry toksyny,  zmniejsza zmarszczki i zapobiega ich powstawaniu, działa wyszczuplająco i ujędrniająco, dogłębnie oczyszcza skórę, wygładza naskórek, zamyka rozszerzone pory, łagodzi podrażnienia naskórka. UWAGA! Podczas stosowania proszę zamykać się w łazience by Wasz ukochany się nie przestraszył, ponieważ po nałożeniu maski możecie wyglądać jak Ogr :P

 (modelka; J.)

3. Glinka żółta przeznaczona jest do skóry tłustej, mieszanej oraz trądzikowej. Delikatnie oczyszcza  skórę, łagodzi objawy trądziku, oczyszcza i wygładza skórę, łagodzi podrażnienia skóry, zamyka rozszerzone pory, zmniejsza zmarszczki i zapobiega ich powstawaniu.

4. Glinka biała (osobiście moja ulubiona) najłagodniejsza ze wszystkich glinek. Glinka biała przeznaczona jest do skóry suchej, wrażliwej, podrażnionej, zmęczonej oraz ze skłonnościami do zmarszczek. Wygładza oraz odświeża skórę,zamyka rozszerzone pory, oczyszcza skórę, świetnie nawilża cerę, łagodzi podrażnienia oraz stany zapalne skóry.


Ponadto glinki można stosować także do pielęgnacji całego ciała. Tak więc, żółta działa ujędrniająco oraz pomaga w walce z rozstępami. Czerwona działa ujędrniająco, pomaga przy schorzeniach takich jak reumatyzm i pomaga w walce z łupieżem. Zielona zapobiega powstawaniu rozstępów. Biała wspomaga gojenie ran, łagodzi stany zapalne skóry. Ja osobiście używam jej jako zamiennik suchego szamponu gdy mi go zabraknie, fantastycznie podnosi włosy i nadaje im świeżości :)

Stosowanie:
 Odpowiednią ilość glinki (ok. 2 dwie małe łyżeczki) wsypać do miseczki i rozrobić z wodą. Do mieszania powinno używać się drewnianego patyczka lub drewnianej łyżki, należy unikać kontaktu glinki w częściami metalowymi. Nanieść grubą warstwę „błotka” na wybrane partie ciała i pozostawić on 10/15 minut, następnie dokładnie spłukać ciepłą wodą.

Uwaga! W razie pokazania się jakichkolwiek podrażnień powinno się przestać stosować glinkę na jakiś czas.

A czy Wy stosujecie jakieś maski na twarz?
S.

poniedziałek, 2 maja 2016

015. B&W

Cześć kochani!
Stylizacja którą przygotowałam należy do tych klasycznych. Czarna, skórzana ramoneska (według mnie must have każdej, damskiej garderoby), czarne rurki z uwielbianymi  przeze mnie dziurami, biała, minimalistyczna koszulka z drobnym napisem i najciekawszy element, czyli srebrne buty. W ostatnim czasie to moje ulubione buty! Wybierając je liczyłam na duży komfort chodzenia i nie zawiodłam się! Są bardzo wygodne i lekkie, idealnie nadają się na wiosenne (niekoniecznie upalne) dni. Oczywiście aspekt wizualny był równie (o ile nie bardziej) ważny przy wyborze i pod tym względem także jestem bardzo zadowolona. Idealnie uzupełniają proste stylizacje ale równie dobrze sprawdzają się w tych bardziej zaskakujących. Przyciągają uwagę ale myślę, że jest to nieuniknione przy butach w tym kolorze. Nie przedłużając, zapraszam do oglądania :)











 Mam nadzieję, że zdjęcia się podobały. Zapraszam do czytania kolejnych postów i obserwowania bloga :)
                                                                                                                                                  /J